środa, 29 maja 2013

4. O bezsilności akademickiej ekonomii

W trzecim wpisie ukazałem jeden z czynników historycznej wyjątkowości kryzysu trwającego od 2008 roku. Nigdy w historii ludzkości światowy kapitalizm nie cierpiał na przesycenie długiem w skali makro, co w świetle dostępnej, akademickiej wiedzy ekonomicznej skazuje ów system na wieczny kryzys. Stosując aksjologię oficjalnej ekonomii, nie sposób wskazać instrumentów, które wyprowadziłyby globalną gospodarkę z trwającej depresji. Prześledźmy recepty dwóch głównych szkół ekonomicznych na recesję kapitalistycznego systemu – keynesizmu i monetaryzmu.
   Według keynesizmu w obliczu kryzysu władze kapitalistycznego państwa – konkretnie rząd oraz bank centralny – powinny obrać aktywną rolę w jego zwalczaniu. Rząd powinien zaciągnąć duże pożyczki na rynku pieniężnym (czyli zwiększyć tak zwany deficyt budżetowy) a następnie skierować ów strumień wydatków na gospodarkę celem pobudzenia publicznej konsumpcji, względnie inwestycji, które mogą koniunkturę nakręcić. Niestety możliwości stosowania tego instrumentu są obecnie bardzo ograniczone, gdyż większość państw wysoko rozwiniętych dramatycznie tonie w długach. Dług rządów Niemiec, Hiszpanii, Francji, Wielkiej Brytanii oscyluje wokół 80 – 90 % PKB, dług Ameryki przekracza już 100%, Włochy zadłużone są na około 120% PKB, zaś absolutnym rekordzistą jest Japonia, której dług wynosi 225% PKB (w maju 2013 roku). W mniejszych krajach sytuacja jest podobna. Co powiedzieć można o powyższych liczbach? W swych dobrze udokumentowanych badaniach Kenneth Rogoff dowodzi, że przekroczenie przez rząd poziomu zadłużenia 90% PKB bardzo negatywnie ciąży na wzroście gospodarczym, nieomal uniemożliwiając spłatę zaciągniętego zadłużenia i stopniowo pchając państwo ku bankructwu. Tak więc wyciągnięcie kapitalizmu z depresji w powyższy sposób jest praktycznie niemożliwe.  
   Drugą receptą keynesizmu na problemy ekonomiczne, jest obniżenie stóp procentowych przez bank centralny, tak by oprocentowanie (czyli koszt) pożyczek zaciąganych przez rząd oraz inne podmioty był jak najniższy. Działanie to ma nie tylko zwiększyć popyt na dłużny pieniądz, lecz także obniżyć koszt już zaciągniętych pożyczek z oprocentowaniem zmiennym. Ów postulat keynesizmu został zrealizowany w latach 2008 – 09, kiedy to większość banków centralnych świata nieomal wyzerowała swoje stopy procentowe. Oto wykres stóp procentowych Rezerwy Federalnej od drugiej wojny światowej, który zresztą uosabia ogólnoświatowy trend: 


   Tak więc i ta recepta Keynesa na ożywienie gospodarki została zrealizowana – z jakże słabym skutkiem. Więcej recept na wzrost kapitalistycznej gospodarki keynesizm nie posiada, przejdę więc do teorii konkurencyjnej – monetaryzmu. 
   Jego twórcą był amerykański Żyd Milton Friedman, który zasłynął (nie orzekam czy słusznie) również jako badacz Wielkiej Depresji. Jego zdaniem owo wielkie załamanie miało miejsce dlatego, że Rezerwa Federalna dopuściła do spadku podaży pieniądza (dokładnie o 31%), co wywołało deflację, która unicestwiła popyt, zwłaszcza na dobra trwałego użytku (zdaniem Friedmana w warunkach spadku cen podmioty zaczęły odkładać zakupy w czasie oczekując jeszcze niższych cen w przyszłości, co wytworzyło błędne koło). Gdyby bank centralny szybko powiększył bazę monetarną (dodrukował pieniędzy) i udzielił niskooprocentowanych pożyczek bankom prywatnym, te natychmiast zmultiplikowały ów zastrzyk gotówki swoją akcją kredytową i zalały bankowym pieniądzem realną gospodarkę. Zadziałałby mnożnik bazy monetarnej, który jest odwrotnością poziomu rezerw obowiązkowych, jakie utrzymywać muszą banki w ramach tzw. bankowości rezerwy cząstkowej. Jeśli poziom rezerw wynosi 20%, mnożnik równa się 5, jeśli 10%, mnożnik wynosi 10, jeśli 5%, mnożnik równa się 20 itd. Innymi słowy, przy dziesięcioprocentowym poziomie rezerw obowiązkowych w oparciu o 100 papierowych dolarów banku centralnego, banki komercyjne mogą wytworzyć 1000 dolarów pieniądza bankowego. Jednocześnie twórca monetaryzmu głosił stałość prędkości obiegu pieniądza w czasie (każdy pieniądz wytworzony musi zostać pożyczony i wydany), która to teza nie ma niestety uzasadnienia empirycznego (wątek ten rozwinę w kolejnych wpisach).  
   Szefostwa banków centralnych musiały pilnie studiować teorię Friedmana, gdyż od początku światowego kryzysu w 2008 roku zajęły się jej nieprzerwanym stosowaniem. Najważniejsze banki centralne świata – Rezerwa Federalna, Europejski Bank Centralny, Bank Japonii, Bank Anglii – zaczęły intensywnie zwiększać bazę swoją monetarną, czyli drukować papierowe pieniądze pod zastaw rozmaitych papierów dłużnych. „Ulżenie ilościowe” (ang. quantitative easing), bo tak politykę tą nazwano, miało w założeniu wspomóc politykę kredytową banków prywatnych poprzez pożyczenie im ogromnych ilości pieniądza banku centralnego tudzież oczyszczenie ich portfela kredytowego z „toksycznych”, bezwartościowych aktywów. Działanie te przybrały ogromny rozmach, powiększając bazę monetarną wielu państw nawet kilkakrotnie, czego przykładem niech będą Stany Zjednoczone: 




   Od jesieni 2008 roku bank centralny USA aż czterokrotnie powiększył bazę monetarną Ameryki, jednak nie wywołało to spodziewanego boomu kredytowego w tamtejszej gospodarce. Zamiast zmultiplikować akcją kredytową nieomal darmowy pieniądz i rozruszać gospodarkę, banki umieściły go w swych pasywach jako nadobowiązkowe rezerwy. Poniższy wykres pokazuje eksplozję tego zjawiska po 2008 roku w USA, typowego dla wszystkich państw uwikłanych w quantitative easing


   Przed rokiem 2008 banki nie utrzymywały nadobowiązkowych rezerw, szukając zysków z pożyczanego kapitału. Po krachu w 2008 stało się to zjawiskiem powszechnym, kiedy to ciężko zadłużeni Amerykanie odmówili dalszego udziału w „kredytowym boomie”; ten zresztą był możliwy dzięki ignorowaniu zdolności kredytowej pożyczkobiorców. Wracając zaś do monetaryzmu, można przyjąć, że jeśli kilkakrotne powiększenie bazy monetarnej w ciągu kilku lat – wydarzenie bez precedensu w historii państw wysoko rozwiniętych – nie przyniosło pożyczkowej ekspansji, dalsze jej powiększanie również jej nie przyniesie. Wynika z tego, że trwający od 2008 roku kryzys sfalsyfikował monetarystyczne recepty na kryzys ekonomiczny. 
   Wnioski, jakie narzucają się z powyższych obserwacji, są nader pesymistyczne: polityczno-finansowy establishment nie posiada żadnych naukowych recept na trwającą od 2008 roku depresję. Tak zwane elity naprawdę nie wiedzą, co robić, zaś ich rosnący niepokój wyraża improwizacja przy gaszeniu kolejnych kryzysowych „ognisk zapalnych”. Establishment posiada doskonałe instrumenty teoretyczne oraz polityczne do zwalczenia Wielkiego Kryzysu XX wieku, jednak wobec obecnego załamania jest tak samo bezradny jak był w 1929 roku wobec Wielkiej Depresji. Istnieją wyłącznie niekonwencjonalne, „pozaademickie” sposoby przejścia przez trwający kryzys, te zaś omówię w następnych wpisach. 

Krzysztof Rogoziński  

*** poleć proszę tego bloga swoim Znajomym ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz