czwartek, 13 czerwca 2013

9. Izrael jako strategiczna klęska, część druga

W 1945 roku nastały na Bliskim Wschodzie wyjątkowe warunki polityczne, które w połączeniu z determinacją syjonistów doprowadziły do powstania żydowskiego państwa. Warunki wyjątkowe z definicji nie mogły jednak trwać długo.
   Kiedy w 1945 roku stała się znana skala nazistowskich zbrodniach na Żydach, zdeterminowani syjoniści zaczęli przybywać do Palestyny. Zjawisko to rodziło wrogość Arabów oraz niechęć Brytyjczyków, związanych ze światem arabskim naftowymi interesami. Żydowskie plany państwowe od samego początku, od przełomu XIX i XX stulecia zakładały masowe i – jeśli trzeba – brutalne wysiedlenia Arabów z ziem zajmowanych przez „naród wybrany”. Największa fala arabskich wypędzeń miała miejsce po wojnie 1948 roku, w wyniku której Palestynę opuściło 85% jej nieżydowskich mieszkańców (ponad 700 tys. ludzi). Dla syjonistów owa ludzka tragedia była jednak wyłącznie etapem prowadzącym do stworzenia Wielkiego Izraela – tak w imię szowinizmu, jak i strategicznej konieczności. Oczywistym było dla Żydów, że kolejne wysiedlenia są kwestią czasu. I w rzeczy samej, w latach 1949 – 50 wypędzono z południowej Palestyny kolejnych Arabów, zresztą razem z koczowniczymi Beduinami; syjoniści nie życzyli mieć u siebie żadnych mniejszości. 
   Ta agresywna polityka spotykała się z milczącą zgodą Stalina oraz aktywnym wsparciem USA, w którym ogromne wpływy miało (i nadal ma) lobby żydowskie. Jednak źródłem sukcesów w lobbowaniu na rzecz Izraela była nie tyle żydowska potęga, co zupełna niezależność Ameryki od bliskowschodniej ropy. W roku 1960 85% zapotrzebowania USA na naftę pokrywały własne złoża, zaś pozostałe 15% import z dwóch państw półkuli zachodniej – Wenezueli i Meksyku. Ameryka mogła więc bezkarnie przedkładać relacje z Izraelem nad relacje ze światem arabskim bez obaw o dostawy czarnego złota. W zupełnie innym położeniu były mocarstwa europejskie, które miały na Bliskim Wschodzie swoje interesy – Anglia i Francja. Usiłowały one zachować neutralność wobec żydowskiej ekspansji, chroniąc swe naftowe interesy i popierając te z arabskich reżimów, które gotowe były przełknąć „izraelską pigułkę”. Tej pigułki nie była jednak w stanie przełknąć większość mieszkańców regionu, co zaowocowało rewolucjami/wojnami w Syrii (1949), Egipcie (1952), Iranie (1953) Algierii (1954), Iraku (1958), Jemenie (1967) i Libii (1969). Tylko Iran powrócił do zachodniej strefy wpływów, jednak już pod amerykańską kuratelą, nie brytyjską. Tym samym Europejczycy, pośrednio wskutek ekspansji żydowskiej, zostali całkowicie wyparci z Bliskiego Wschodu, tracąc olbrzymi majątek i dochody. Presja proizraelskiego USA nakazywała im pogodzić się z tymi faktami i tylko Francja de Gaulle`a odważyła się mieć wątpliwości. Anglia była jeszcze mniej odważna, czego głębokie przyczyny opiszę w kolejnych wpisach.
   W roku 1967 wybuchła Wojna Sześciodniowa, w wyniku której Izrael zajął Płw. Synaj, Wzgórza Golan i Zachodni Brzeg Jordanu. Wnet po zwycięstwie nastąpiły następne wypędzenia Arabów, które objęły 300 tys. osób. Jednak nawet z terenami okupowanymi państwo żydowskie było wciąż cienkim, równinnym pasem ziemi o szerokości 70 km, otoczonym z trzech stron przez przeciwników. Możliwości obrony takiego terytorium w razie ataku były znikome, z czego izraelscy stratedzy zdawali sobie świetnie sprawę. Nie zaprzątało to jednak ich uwagi, gdyż planowali kolejne wojny, podboje i wysiedlenia, które zapewnić miały Żydom bezpieczną przestrzeń życiową.
   Tymczasem na światowym rynku ropy pojawiły się okoliczności jak najgorsze dla relacji amerykańsko – izraelskich. Amerykańskie prognozy co do własnych rezerw ropy okazały się zbyt optymistyczne i wydobycie tego surowca osiągnęło szczyt w 1970 roku. W latach następnych produkcja nafty w USA zaczęła szybko spadać, tak że w roku 2010 była aż o 44% niższa niż u szczytu. Nieprzerwanie rósł przy tym popyt na ropę, zaś jedynym regionem świata zdolnym zaspokoić amerykańskie potrzeby okazał się… Bliski Wschód. Sytuacja ta wepchnęła USA w schizofrenię jednoczesnego poparcia dla Izraela i troski o własne bezpieczeństwo energetyczne. Świadomi tego Arabowie założyli, że Waszyngton nie popełni energetycznego samobójstwa i w 1973 roku zaatakowali Izrael. Bezgraniczne było ich zdumienie, gdy Ameryka i Zachód wybrali gospodarcze samobójstwo, udzielając bezwarunkowego poparcia żydowskiemu państwu. W odpowiedzi kraje arabskie solidarnie ogłosiły embargo na dostawy ropy do Ameryki i jej sojuszników. Wkrótce potem wznowiły dostawy, podnosząc cenę baryłki ropy z 3 do 12 USD. Wywołało to tzw. szok naftowy w krajach przemysłowych, który nieomal wysadził w powietrze ich gospodarki.
   Ameryka zrozumiała, że albo zmieni swą politykę wobec Izraela, albo zaryzykuje ruinę społeczno – gospodarczą. USA nie tylko nie poparły agresywnych żydowskich postulatów po wojnie 1973 roku, ale weszły w strategiczny sojusz z Arabią Saudyjską ustanawiając tzw. standard petrodolarowy; jego podstawą była możliwość kupna ropy wyłącznie za amerykańskie dolary. Ponadto korporacje USA odważnie weszły na ogromny rynek bliskowschodni, zalany miliardami petrodolarów. Amerykańskie firmy rozpoczęły wielkie dzieło modernizacji tamtejszych państw. Korporacje przemysłowe, budowlane, zbrojeniowe, usługowe sprzedawały Arabom wszystko co najdroższe i najnowocześniejsze. Tym samym zwielokrotniały potencjał… wrogów Izraela, który stawał się beznadziejnie bezbronny wobec rosnącej arabskiej siły, także militarnej. W wyniku takiej polityki Ameryka stała się jeszcze bardziej zależna od krajów Bliskiego Wschodu aniżeli Anglia. Londyn potrzebował Arabów i Persów, by zaspokoić swój popyt na ropę. Waszyngton potrzebował ich również dla statusu dolara jako waluty rezerwowej świata (standard petrodolarowy) oraz ratowania swego bilansu płatniczego.
   Syjoniści z wściekłością i niedowierzaniem patrzyli na rozwój bliskowschodnich wypadków. Rozumieli, że stanowią one gwóźdź do trumny Wielkiego Izraela i czynią Izrael zdanym wyłącznie na łaskę USA. Ta zaś okazywała się coraz skromniejsza. Jesienią 1977 roku Ameryka w porozumieniu z Moskwą zaproponowała, aby państwo żydowskie powróciło do granic z 1967 roku. Wywołało to gwałtowny atak lobby żydowskiego na administrację Cartera, który jednak nie zapobiegł porozumieniom z Camp David, nakazującym Izraelowi wycofać się z Płw. Synaj. Były one dla syjonizmu historyczną klęską – zamiast zwiększać swoje skromne terytorium, Izrael po raz pierwszy musiał zaakceptować jego zmniejszenie. Wydawało się coraz bardziej realne, że zyski terytorialne z 1967 roku będą ostatnią ekspansją w historii żydowskiego państwa. W reakcji na tą porażkę syjoniści rozpoczęli budowę osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu, by pochwycić jak najwięcej ziemi, oraz rozwinęli program jądrowy (we współpracy z RPA), upatrując w broni nuklearnej głównego środka bezpieczeństwa.
   Tymczasem wiatr historii coraz mocniej wiał w twarz Izraela. W 1979 roku upadł reżim szacha w Iranie, władzę przejęli tam islamiści; najbardziej prozachodni i proizraelski kraj w regionie stał się najbardziej antyizraelski. W 1982 roku Izrael próbował ataku na kierunku północnym, jego wojska zaatakowały Liban, jednak musiały się wycofać, co prawda niepokonane na polu bitwy. Kryzys ekonomiczny potęgował emigrację, głównie do Ameryki; Izrael zamiast przyciągać Żydów, zaczął ich tracić. Sytuację poprawiło pojawienie się miliona Żydów z byłego Związku Sowieckiego, jednak imigracja ta tylko na jedną dekadę odwróciła niekorzystne trendy demograficzne. Jedynym wyjściem wydawał się tzw. proces pokojowy z Arabami, w którym ci mogli pozwolić sobie na zwłokę, podczas gdy Izrael w żadnym wypadku. W roku 2000 – prezydentem USA został George W. Bush, człowiek zdewastowany chorobą alkoholową. Trzon jego administracji stanowili tzw. neokonserwatyści, czyli nacjonaliści żydowscy, którzy przepisali się do Partii Republikańskiej, po tym jak rozczarowała ich Partia Demokratyczna. Cynicznie wykorzystali oni tzw. zamachy z 11 IX 2001 roku na rzecz inwazji na Irak w 2003, pomimo sprzeciwu całego świata z Arabią Saudyjską włącznie. Ameryka, która nie popełniła dla Izraela strategicznego samobójstwa w 1973 roku, nieświadomie popełniła je w roku 2003. Wiedza o nim wnet dotarła do Waszyngtonu, wywołując grozę w amerykańskim establishmencie. Stało się jasne, że teraz Zachód wraz z Izraelem muszą na Bliskim Wschodzie zagrać o wszystko... 

Krzysztof Rogoziński

                         *** poleć proszę tego bloga swoim Znajomym ***     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz