wtorek, 18 czerwca 2013

10. Izrael a sprawa Polska – ze znakiem zapytania

20 marca 2003 roku USA zaatakowały Irak wbrew stanowisku pozostałych światowych mocarstw – Wielka Brytania z całą pewnością światowym mocarstwem nie jest. Daleko ważniejszy był fakt, że Ameryka dokonała inwazji wbrew stanowisku swych wierzycieli. Obalając rząd Saddama Husajna, dramatycznie wyalienowała się z międzynarodowej wspólnoty. Historia szybko dowiodła, że USA posunęły się w swej agresji o krok za daleko. 
   Atak na Irak a następnie utopienie do we krwawym chaosie świat arabski uznał za więcej niż zbrodnie – za rzuconą mu obelgę. Przez kilkadziesiąt lat sunnicy Arabowie wspierali amerykańskie imperium standardem petrodolarowym, by od 2003 roku obserwować, jak finansowana przez nich potęga prześladuje ich rodaków. Wnet uznali więc, że geopolityka Bliskiego Wschodu wymaga nowego rozdania. We wrześniu 2009 roku w jednym z państw Zatoki Perskiej odbyła się tajna narada najwyższych dostojników Azji. W jej wyniku przedstawiciele krajów Zatoki Perskiej, Chin, Rosji Japonii i Francji uzgodnili strategię odejścia od dolara w światowym handlu ropą. Amerykańska waluta, do tej pory nieomal monopolista, miała zostać zastąpiona koszykiem czterech walut (euro, jena, juana, przyszłej waluty krajów arabskich), a także złotem. Było to śmiertelne wyzwanie rzucone amerykańskiej pozycji finansowej, a pośrednio potędze militarnej, która na standardzie petrodolarowym się opiera. Jak te wydarzenia mają się do Izraela? Otóż państwo żydowskie zawdzięcza swe istnienie wyłącznie potędze amerykańskiej, zatem implozja USA nieuchronnie musiałaby doprowadzić do likwidacji Izraela, jakąkolwiek postać by ona nie przybrała. Nie dziwi zatem, że lobby żydowskie na całym świecie przyłączyły się do amerykańskich wysiłków udaremnienia powyższych planów.
   Wiosną 2011 roku rozpoczęły się w krajach arabskich rozruchy, które wnet zostały nazwane „arabską wiosną”. W wyniku masowych protestów obalone zostały rządy kilku bliskowschodnich dyktatorów, w tym sprzymierzonych z Zachodem Hosniego Mubaraka i Zina El Abidina Ben Alego. Prawda zaś o „arabskiej wiośnie” jest taka, iż jest to element strategicznego planu politycznej transformacji Bliskiego Wschodu. Stoją za nią skomplikowane działania wywiadowcze, logistyczne, socjologiczne wpływowych ośrodków zachodnich oraz izraelskich. Zaangażowane są w ten projekt wywiady wielu krajów, a także takie „pozarządowe” organizacje jak International Republican Institute, National Democratic Institute, Freedom House, National Endowment for Democracy, Project on Middle East Democracy, RAND Corporation itd. Dlaczego jednak ich ofiarą są również przywódcy prozachodni i proizraelscy? Otóż zachodni oraz izraelscy stratedzy doszli wniosku, że czas kontroli Bliskiego Wschodu poprzez opresywne reżimy dobiegł końca, gdyż wraz z ekonomicznym i demograficznym słabnięciem Zachodu będą one wykazywać coraz większą samodzielność. W wyniku głębokich analiz stwierdzili oni, że nadszedł czas kontroli tego regionu poprzez chaos. Celem jest totalne zdestabilizowanie Bliskiego Wschodu, tak by nie została tam zrealizowana żadna strategia zagrażająca syjonistycznym interesom. Pierwowzorem był tutaj Irak, który po obaleniu Saddama Husajna pogrążył się w zupełnym rozkładzie. Drobnostką jest śmierć setek tysięcy ludzi, którzy zginęli w jego wyniku. Podobny chaos ma miejsce we wszystkich krajach, przez które przetoczyła się „arabska wiosna” i nie jest to bynajmniej jej koszt lecz najważniejszy, z góry powzięty cel.
   Czy powyższa strategia ma szanse odnieść sukces, rozumiany jako trwałe zabezpieczenie istnienia Izraela? Uczciwa odpowiedź na to pytanie musi brzmieć „nie”. Jedyną zmianą, jaka wprowadza ona w regionie, jest skala cierpień Arabów spowodowana istnieniem żydowskiego państwa. Przed rokiem 2003 cierpieli wyłącznie Palestyńczycy, obecnie dotyka ono także inne narody. Jak postąpią one z Żydami, kiedy chroniący ich amerykański parasol zostanie zwinięty? Podkreślam – kiedy, gdyż na gmachu amerykańskiego imperium widnieje już napis „mane, tekel, fares”. Historycznie pierwszym objawem bankructwa państwa jest finansowanie swych wydatków także przy pomocy prasy drukarskiej (w Polsce czynił tak rząd Mieczysława Rakowskiego), gdyż ani wpływy podatkowe ani wpływy ze sprzedaży obligacji nie pokrywają wydatków. Tymczasem drukowanie pieniędzy na potrzeby rządu jest elementem amerykańskiej polityki budżetowej od jesieni 2011 roku. Wtedy to Rezerwa Federalna rozpoczęła trzecią rundę quantitative easing (więcej o tej polityce we wpisie czwartym), nie skupując jednak toksycznych aktywów prywatnych banków – tak jak w dwóch poprzednich – lecz obligacje rządu USA. Polityka ta trwa do dnia dzisiejszego, to zaś oznacza, że stan finansów publicznych jest rozpaczliwy, że Ameryka nie jest w stanie znaleźć na rynku wystarczającego popytu na swe obligacje. Biorąc pod uwagę tempo narastania długu publicznego, który ostatnio przekroczył 100% PKB, pewnym jest że przed rokiem 2020 Stany Zjednoczone zbankrutują na swym długu federalnym – czy to formie hiperinflacji, czy jawnej niewypłacalności. Koniec dolarowego imperium przesądzi o końcu imperium militarnego, a tym samym taktycznej ochronie Izraela przez USA. Pozostanie ochrona strategiczna, przy pomocy pocisków nuklearnych, wątpliwe jednak by USA ryzykowało dosłowne samobójstwo w imię syjonistycznych ambicji, którym – jak pokazałem w ósmym wpisie – od samego początku groziła klęska. 
   Z dużą pewnością można więc orzec, że dni Izraela są policzone. Już dzisiaj w USA pojawiają się marginalne głosy, wołające o „ewakuację” żydowskiego państwa. Jeden z nich można znaleźć tutaj http://fabiusmaximus.com/2012/03/06/36256/. Z dzisiejszej perspektywy taki scenariusz wydaje się nieprawdopodobny, istnieją jednak poważne czynniki, które każą liczyć się z nim w przyszłości. Skoro zaś Izrael może być „ewakuowany”, to nie nieuchronnie powstaje pytanie: dokąd? Jeszcze mniej prawdopodobna wydaje się dzisiaj możliwość, by adresem masowego żydowskiego osadnictwa była Polska. Zanim jednak całkowicie odrzucimy taki scenariusz, spokojnie, bez zbędnych emocji przytoczmy pewne fakty ze stosunków polsko-żydowskich:
1. Od stycznia 2012 roku działa zespół HEART, którego celem jest tzw. odzyskanie mienia żydowskiego w krajach Europy Środkowej, w tym Polsce.
2. Rośnie liczba Izraelczyków, którym przyznaje się polskie obywatelstwo. W roku 2010 2,5 tysiąca izraelskich Żydów stało się jego posiadaczem, w następnych latach ta liczba była jeszcze wyższa.
3. Polska jest jedynym krajem UE, który nie stawia Izraelczykom żadnych wymagań językowych przy uzyskiwaniu obywatelstwa; Żyd nie znający nawet słowa po polsku może zostać obywatelem polskim.
4. Lawinowo narastają pozwy majątkowe ze strony środowisk żydowskich, także względem nieruchomości, do których gminy żydowskie nie mają żadnych udokumentowanych praw (vide ośrodek społeczno-wychowawczy w Kaliszu).
5. Majętni Izraelczycy kupują w Polsce nieruchomości, zaś nie byle kto bo prezydent Izraela Shimon Perez stwierdził niewybrednie, że „Żydzi wykupują Polskę”. 
6. Wpływowy żydowski pisarz Amos Oz w wywiadach udzielonych w tym roku polskim mediom stwierdził, że w Izraelu „uważnie i z niepokojem” obserwuje się rozwój „antysemickiego” ruchu narodowego w naszym kraju.
   Powyższe fakty nie powinny stać się przedmiotem łatwych nadinterpretacji. Świadczą one jednak o tym, że zainteresowanie Izraela Polską jest znacznie większe niż wynikałoby to z codziennych medialnych doniesień. To z kolei oznacza, że w kontekście nadchodzącej implozji amerykańskiego imperium nie możemy wykluczyć, że Polska będzie krajem masowego żydowskiego osadnictwa. Jestem jak najdalszy od przewidywań, że nasz kraj będzie „drugim Izraelem” zaś Polacy „drugimi Palestyńczykami”. Twierdzę jedynie, że zachodzące fakty każą niestety liczyć z taką możliwością. Izrael pozbawiony amerykańskiego parasola nie przetrwa na Bliskim Wschodzie, przy czym parasol ten nie zostanie zwinięty – lobby żydowskie w USA nigdy na to pozwoli – lecz spłonie razem z dolarem amerykańskim jako walutą rezerwową świata. Być może nasz naród będzie musiał zdobyć się na widoczną społecznie mobilizację, która postawiłaby ewentualne żydowskie plany pod znakiem zapytania. Tym bardziej, że skorumpowana klasa polityczna raczej nie zdobyłaby się na sprzeciw wobec żydowskiej ekspansji. Kwestia ta wymagać będzie uważnej, pogłębionej obserwacji.  

Krzysztof Rogoziński

                            *** poleć proszę tego bloga swoim Znajomym ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz