piątek, 7 czerwca 2013

7. O etyce kapitalizmu w Polsce

Od 1989 roku Polska stara się być krajem kapitalistycznym, jednak wysiłki te nie przynoszą oczekiwanych przez większość Polaków rezultatów. Publicystyka wskazuje wiele przyczyn tego stanu rzeczy, ja zaś chciałbym skupić się na najgłębszych – kulturowych. Każda formacja społeczna, by efektywnie działać, potrzebuje wyznawanego powszechnie systemu etycznego, który wspiera jej funkcjonowanie. Niestety Polska systemu takiego nie posiada, co ma negatywny wpływ na funkcjonowanie kapitalizmu w naszym kraju.
   W naszym kraju spotykają się różne tradycje cywilizacyjno-moralne, spośród których najważniejsze są katolicka, żydowska oraz azjatycko-mongolska, przeszczepiona za pośrednictwem rosyjskim. Z powyższych tradycja katolicka dostarcza skromnej aksjologii dla życia gospodarczego, natomiast dwie pozostałe nie dostarczają jej wcale. By być ścisłym, tradycja żydowska dostarcza swoistej „antyaksjologii”, która jest przepisem na zdewastowanie zdrowego, uczciwego życia gospodarczego (o ekonomii żydowskiej pisałem we wpisie szóstym). Prosta selekcja nakazuje szukać w katolicyzmie etycznego oparcia dla stosunków ekonomicznych, co nie musi być jednak oparciem efektywnym. Katolicka moralność jest bardzo różna od protestanckiej, a przecież historycznie kapitalizm rozkwitał na gruncie protestantyzmu – najpierw w Holandii, później w Anglii, Prusach, Szwajcarii i Skandynawii. W krajach katolickich rozwój miał raczej charakter państwowy niż rynkowo-liberalny. Opiszmy etyczne różnice pomiędzy dwiema doktrynami, odnosząc je do niedomagań kapitalizmu w Polsce.
   Najważniejszą różnicą między katolicyzmem a protestantyzmem jest stosunek do pracy. Dla protestantów praca jest jednym ze źródeł łaski, jednym ze sposobów podobania się Bogu. Praca ma zatem w protestantyzmie autonomiczną wartość moralną, jest wartością samą w sobie. Katolikom obcy jest taki punkt widzenia, dla nich źródłem łaski jest modlitwa i dobre uczynki, wśród których pracy jako takiej nie ma. W efekcie niechętny, lekceważący stosunek do pracy jest dla protestantów ciężkim grzechem, który dyskwalifikuje ich jako chrześcijan. Katolicyzm pozostawia tą sferę osobistym preferencjom jednostki. Jeśli katolik nie przepada za pracą, ciągle może być dobrym chrześcijaninem, jeśli czynić będzie dobro w inny sposób. Skutkiem tego w populacji katolickiej część ludzi otwarcie wykonuje pracę „w bólu i w jęku” i nie spotyka się z moralnym potępieniem Kościoła katolickiego; duchowieństwo protestanckie zganiłoby ich bezwzględnie. Innym skutkiem jest większa podatność katolików na czysto utylitarne podejście do pracy. Wielu katolików pracuje wyłącznie dla pieniędzy, w nich widzą jedyny sens pracy. Nie znają oni moralnego impulsu, by dostrzegać w pracy inne wartości, wreszcie by traktować pracę jako sens sam w sobie. Bardzo to zubaża spektrum zachowań ekonomicznych, brutalizuje życie gospodarcze, nie pozwala na powstanie szans i możliwości, które istnieją w bardziej bezinteresownym społeczeństwie. 
   Protestantyzm otula swą etyką nie tylko ilość wykonywanej pracy, ale także jej jakość. Protestant musi pracować uczciwie – to znaczy na ile pozwalają mu siły fizyczne i umysłowe, a także nie oszukiwać w sferze pieniężnej. Jest to bardzo cenny nakaz, który wspiera etyczne zachowania w gospodarce. Wzrost postaw etycznych obniża koszty transakcyjne (zbędne staje się obudowanie prawnikami), wzmaga zaufanie, zachęca do wymiany, wymiana zaś rodzi specjalizację i dobrobyt. Niestety katolicyzm zaniedbuje tą sferę. Jego etyczne postulaty odnośnie gospodarki skupiały się na definiowaniu „tego co dozwolone” (a i to na marginesie nauczania), a nie wyraźnej afirmacji moralności w życiu ekonomicznym. Brak afirmacji moralności nieuchronnie zrodził zaś brak potępienia dla niemoralności. Doskonale widać to w Polsce, gdzie ogromne afery gospodarcze lat 90. nie wywołały istotnej reakcji ze strony episkopatu. Polscy biskupi nie potępili głośno żadnego aferzysty, a niektórzy z nich wręcz weszli w dwuznaczne relacje z szemranym biznesem (np. Tadeusz Gocłowski). Były to „braki etyczne katolicyzmu w działaniu”.
   Z różnego stosunku do pracy, wynika różny stosunek do ludzi, którzy ją wykonują. Protestantyzm nakłada obowiązek wzajemnej uczciwości pracowników i pracodawców. Pracownik ma obowiązek uczciwie wykonywać swoja pracę, pracodawca natomiast ma obowiązek uczciwie go wynagradzać, zapewniając adekwatny udział w zyskach. Postulaty obydwu stron mają spotykać się na gruncie etycznym i tam być rozwiązywane. Rodzi (rodziło?) to lepsze wzajemne zrozumienie społeczeństw protestanckich, w których – rzecz znamienna – nigdy nie wybuchła rewolucja społeczna (w krajach katolickich – Francji, Włoszech, Hiszpanii, Portugalii, Ameryce Łacińskiej – wybuchały wielokrotnie). Takie podejście rodzi również „etyczny automatyzm” w stosunkach miedzy pracą a kapitałem. Jego świadkami są imigranci przybywający do USA, którzy z zaskoczeniem stwierdzają, że niektórzy amerykańscy pracodawcy sami z siebie podnoszą wynagrodzenie dobremu pracownikowi, nie czekając na jego postulat. Kościół katolicki również angażuje się w relacje praca – kapitał, jednak robi to jednostronnie, a co za tym idzie niewiarygodnie i nieskutecznie. W końcu XIX wieku kościół upomniał się o tzw. prawa pracownicze, ale nie była to jego autonomiczna decyzja, lecz obawa o popularność socjalizmu wśród katolickich robotników. Słusznemu wspieraniu praw pracowniczych nie towarzyszy jednak przypominanie o pracowniczych obowiązkach, co eliminuje katolicyzm jako etyczną podstawę dla relacji praca – kapitał.
   Kolejną różnicą, która ma wpływ na kapitalizm jest stosunek do własnej inicjatywy, także ekonomicznej. Protestantyzm albo jej nie piętnuje (jak anglikanizm), albo świadomie ją wspiera i do niej zachęca. Protestant jest nakłaniany, by czynnie zadbał o los swój oraz swoich bliskich. Jest to religia pozytywnego indywidualizmu, która pcha swych wyznawców do inicjatywy i poszukiwań w rozmaitych obszarach. Ma to być drogą do ich pomyślności, również materialnej. Niestety katolicyzm wyznaje tu dokładnie odwrotny pogląd. Kościół katolicki jest oparty na hierarchii i posłuszeństwie i takie właśnie zasady głosi wśród swoich wiernych. Katolik nie jest moralnie wspierany w swej inicjatywie, własne poszukiwanie pomyślności traktowane jest raczej jako zagrożenie niż szansa. Jest zachęcany raczej do tego, by biernie „zaufać Opatrzności”, aniżeli czynnie zmieniać swe życie. Społeczeństwo tworzone przez takie jednostki nie może być więc gniazdem przedsiębiorczości. Polska, owszem, rozwija swój sektor prywatny, jego liderami jednak są ludzie areligijni, znajdujących się daleko od katolicyzmu. Czy którykolwiek z zamożnych Polaków przyznaje się do wiary katolickiej? Do związków z Kościołem – być może, ale to nie to samo. Ludzie religijni zwykle tworzą nierozwojowe mikrofirmy, a i te bardzo często są wynikiem ucieczki przed bezrobociem, a nie wolnego wyboru jednostki. 
   Ostatnią kwestią wartą nadmienienia jest skrajnie różny stosunek do państwa w obydwu doktrynach. Kościół katolicki zawsze zmierza do bliskich i dwuznacznych związków z władzą państwową, które są żyzną glebą dla kultury korupcji. Świadomy tych zjawisk Marcin Luter zawarł w swych Dziewięćdziesięciu Pięciu Tezach wyraźny postulat rozdziału kościoła i państwa. W krajach protestanckich to państwa szukały kontroli nad kościołami (np. w Szwecji, w NRD), podczas gdy w krajach katolickich bywało odwrotnie. Kościoły protestanckie świadomie opierają swą siłę na moralnym autorytecie swych kapłanów, a nie wydatnej pomocy władzy politycznej. Unikając związków z państwem, nie wspierają one związków organów państwa z podmiotami pozapaństwowymi, które łatwo prowadzić mogą do korupcji. Kościół katolicki z kolei, rozwija głębokie stosunki z władzą polityczną, co może rodzić ogromną przeszkodę w rozwoju zdrowego kapitalizmu, właśnie w postaci korupcji. Nie dostrzeganą niestety przez duchowieństwo. Czy kiedykolwiek episkopat potępił wyraźnie korupcję panującą w Polsce? Jest to cokolwiek retoryczne pytanie. 
   Tak oto przedstawiają się najważniejsze doktrynalne różnice pomiędzy katolicyzmem a protestantyzmem w kwestii ekonomii. Jak widzimy, są one olbrzymie, zaś ich skutki określały historię Zachodu od XVI do XX stulecia; w Stanach Zjednoczonych określają ją nadal. Protestantyzm wykształcił etykę społecznych relacji – w tym ekonomicznych – wszystkich wyznających go ludzi. Katolicyzm dla kontrastu wyznaje etykę obyczajową (by nie rzec – intymną), która w pierwszym rzędzie skupia się na seksualnym aspekcie życia człowieka. Jest znamienne, że kiedy w latach 90. Polskie społeczeństwo cierpiało skutki oszustw i nieudolnych reform, Kościół najbardziej zajmowała sprawa delegalizacji aborcji. Dzisiaj, kiedy Polska doświadcza rosnących presji globalnych, tematem numer jest zapłodnienie in vitro. Katolicka moralność głosi ważne postulaty, jest to jednak moralność statycznego społeczeństwa feudalnego, którego Kościół jest przecież epigonem. Co to oznacza dla Polski? Otóż katolicyzm jest z pewnością najlepszą etyczną podbudową dla stosunków gospodarczych spośród tu obecnych, jednak nawet on skazuje nasz kraj na ułomny, „dziurawy moralnie”, niewydajny kapitalizm. Z racji geograficznego położenia Polski, będzie miał on swe jaśniejsze strony (opiszę je w kolejnych postach), jednak nie zmienią one ogólnego obrazu. Z przyczyn kulturowych Polska zajęła w światowym kapitalizmie peryferyjne miejsce i w ciągu najbliższych dekad niestety się ono nie zmieni.

Krzysztof Rogoziński 

                      *** poleć proszę tego bloga swoim Znajomym ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz